Kilka miesięcy temu napisałam na blogu wpis „Ja i moje ADHD. Życie przed i po diagnozie” (przeczytaj TU). Dzisiaj nadszedł czas na update informacyjny. W bonusie do ADHD, otrzymałam również diagnozę spektrum autyzmu (ASD). Gdzieś w środku wiedziałam, że tak może być, ale wypierałam to jak tylko mogłam. Gdy się z tym pogodziłam postanowiłam napisać swoją historię i doświadczenia, żeby pomóc innym pogodzić się z diagnozą a także zwiększyć świadomość na temat neuroróżnorodności i tego, że mamy w sobie wiele dobrych cech i umiejętności 🙂 Rozpoczynam cykl ciekawych wpisów o neuroróżnorodności na moim Instagramie i Facebooku (KLIK tu i KLIK tu), a także założyłam, po licznych namowach TIK TOKA – zachęcam Was, żebyście obserwowali mój profil 😉 (KLIK tu).
Kiedy to się zaczęło? Dokładnie wtedy kiedy pojawiłyśmy się na świecie. Bo to wtedy stałyśmy się tymi „innymi”. U wielu z nas, nikt o tym nie wiedział, a my same dowiedziałyśmy się o tym dwadzieścia, trzydzieści czy czterdzieści lat później. Diagnoza dała mi odpowiedź na setki pytań i wątpliwości, które zadawałam sobie od wielu lat. Dało mi to odpowiedź, dlaczego zawsze czułam się „ta inna”, niedopasowana, wybrakowana, dziwna, głupia albo czasami mądrzejsza niż inne osoby. Ta informacja dała mi odpowiedź, dlaczego nigdy nie układało mi się w relacjach i czemu zmagałam się z tyloma zaburzeniami psychicznymi.
Grzeczne dziewczynki i towarzyskie koleżanki
Dorosłe kobiety z zaburzeniami neurorozwojowymi to nie jest rzadkość. Chociaż w statystykach jest nas niewiele. Według badań jest nas dużo mniej niż chłopców i mężczyzn z autyzmem i ADHD. Ale czy to prawda? Nie wiadomo. Dzisiaj wiemy, że wiele z nas nie zostało zdiagnozowanych w dzieciństwie. Nie było wtedy jeszcze takiej wiedzy, że u dziewczynek objawy mogą być nieco inne niż u chłopców.
Neuroatypowe dziewczynki zwykle lepiej funkcjonują niż chłopcy. Lepiej radzimy sobie w sytuacjach społecznych, mamy zdolność do naśladowania otoczenia i wtapiania się w tłum. Mówi się na to maskowanie objawów. Wyuczamy się mechanizmów i przystosowujemy się, tak żeby nasza „inność” nie była taka widoczna. Kosztuje nas to naprawdę dużo. Skutki takich zachowań ponosimy przez całe życie. Wpływa to na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne.
Co robi „piątkowa uczennica” u psychiatry 20 lat później?
Jak przypomnimy sobie czasy szkoły podstawowej, pewnie z rzewnym wzruszeniem przyjdą nam do głowy stare obdrapane ławki w ulubionej sali, nauczycielka z uśmiechem wpisująca piątkę do dzienniczka i koleżanki z warkoczami. Mogą przypomnieć się też momenty, gdy zaciskałyśmy zęby, żeby grzecznie wysiedzieć do końca lekcji. Obserwowałyśmy inne dziewczynki, żeby wiedzieć co zrobić w danym momencie, albo siedziałyśmy cicho i nie wychylałyśmy się, żeby nie zwrócić przypadkiem na siebie uwagi (bo ktoś zauważy, że wcześniej pozjadałyśmy skórki przy paznokciach i nerwowo ruszamy palcami u stóp w rozpadających się już trampkach).
W tym czasie nauczycielka krzyczała na grupę chłopców, którzy biegali po klasie i rzucali w siebie kredą do tablicy i mówiła, że wezwie ich rodziców na rozmowę. Ci chłopcy byli do tego już przyzwyczajeni, a nauczycielka wiedziała, że wezwanie rodziców niczego nie zmieni, bo oni po prostu nie są w stanie wysiedzieć w ławce – mają ADHD.
Ale co ciekawe, ta dziewczynka, która grzecznie siedziała w ławce z zaciśniętymi zębami, poobrywanymi skórkami i nerwowo ruszającymi palcami u stóp – też. Ale gdyby wtedy ktoś powiedział, że ma ADHD, to rodzice i nauczyciele pewnie by się popukali w głowę. Że jak to?! Ona? Przecież dobrze się uczy, grzecznie siedzi w ławce, słucha się pani i nie stwarza problemów. Jest taka grzeczna i spokojna. Idealna uczennica na piątkę! A dodatkowo ta grzeczna piątkowa uczennica, może być także w spektrum autyzmu, tak samo jak „ten dziwny chłopiec” z drugiej klasy, który nie bawi się z dziećmi i żyje „we własnym świecie”.
I ta idealna uczennica na piątkę, dwadzieścia lat później siedzi w gabinecie lekarza psychiatry ze łzami w oczach i mówi, że nie chce jej się żyć, a ostatnie lata spędziła w psychoterapii i u różnych specjalistów, żeby w ogóle móc iść do pracy i „jakoś” funkcjonować. Ta idealna uczennica na piątkę ma za sobą wiele ciężkich lat z depresją i zaburzeniami lękowymi, w liceum chorowała na bulimię, a później uzależniła się od leków i alkoholu. Była w kilku związkach, które szybko się rozpadły, bo jej impulsywność była nie do wytrzymania. Chwiejność emocjonalna sprawiała, że czuła się jak wariatka, która powinna przebywać cały czas w szpitalu psychiatrycznym. Przyjmowała wiele leków, w tym leki przeciwdepresyjne, przeciwlękowe i stabilizatory nastroju. Trochę pomagały, ale cały czas nie mogła wytrzymać z tym wewnętrznym napięciem, z tym gryzieniem skórek. Z tym, że nie mogła się na niczym skupić, tak jak wtedy w tej ławce. Przywykła do odgrywania ról, udawania i robienia dobrej miny do złej gry. W tej sposób nadal ukrywała swoje trudności i stwarzała pozory idealnej uczennicy na piątkę, tylko tym razem dorosłej. Czuła się głupia i niewystarczająca, nie akceptowała siebie, czuła się zawsze jak oszustka. I już nie dawała rady. Nie miała już siły żyć z tym wszystkim. Ta historia wydarzyła się naprawdę i jest podobna do tysięcy historii innych kobiet ze zdiagnozowanym ADHD i spektrum autyzmu.
Co to jest ADHD?
Żebyśmy wiedzieli o czym dokładnie mówimy: ADHD, czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ang. attention-deficit hyperactivity disorder) to zaburzenie neurorozwojowe, które jeszcze nie tak dawno temu było uważane, że dotyczy głównie dzieci i to głównie chłopców. Jednak okazuje się, że ono nie mija z wiekiem, więc objawy zostają także u dorosłych. Niektóre ewoluują albo zmniejszają swoją intensywność, ale samo zaburzenie jest z nami całe życie.
Charakteryzuje się trudnościami ze skupieniem uwagi, koncentracji, nadaktywnością lub/i impulsywnością. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) ADHD dotyczy około 5-7% dzieci na świecie (w klasyfikacji ICD-11 podane statystyki mówią, że ADHD dotyczy około 3-12% dzieci i około 2,5% dorosłych). U około 30-50% dorosłych u których zdiagnozowano ADHD w dzieciństwie, objawy zostają również w wieku dorosłym. Natomiast brakuje danych, które by potwierdziły czy faktycznie objawy te „zniknęły”, czy może w wyniku różnych czynników zmieniły swoją postać? Pytanie ilu dorosłych usłyszało, że cudownie ozdrowiało i już problem ich nie dotyczy, więc nie zostali uwzględnieni w statystykach? Albo tak się przyzwyczaili do swoich objawów, że uznają je za „normalność”.
Co to jest spektrum autyzmu (ASD)?
Spektrum autyzmu (ang. autism spectrum disorder, ASD) to kolejne zaburzenie neurorozwojowe, które pojawia się w dzieciństwie, a jego cechami charakterystycznymi są trwałe zaburzenia w komunikacji i interakcji społecznej oraz ograniczone i powtarzające się zachowania, zainteresowania lub aktywności. Według ICD-11 diagnoza spektrum autyzmu dotyczy około 1% populacji na całym świecie.
Pamiętamy, że każdy z nas jest inny i u każdego z nas mogą występować zupełne różne objawy. Dlatego mówimy o SPEKTRUM objawów. Bo jest tu pełna różnorodność w tej naszej neuroróżnorodności. Niektóre objawy mogą nie kojarzyć ci się z ADHD i autyzmem. Wynika to z pewnych stereotypów a także z tego, że wiele objawów jest charakterystyczna dla chłopców i rzadziej pojawiają się u dziewcząt. Wszelkie kryteria opierają się na setkach badań. Jednak udział dziewczynek jest znacznie mniejszy, a jeszcze mniejszy udział jest dorosłych kobiet. Stąd też „wiemy”, że spektrum autyzmu i ADHD częściej dotykają płci męskiej. Współcześnie jednak naukowcy stają się, wobec tego coraz bardziej sceptyczni właśnie z tych powodów, które opisałam wyżej.
Chciałabym Cię pocieszyć, że życie może być bardziej komfortowe niż dotychczas a Ty, nawet jeśli otrzymałaś/eś diagnozę w dorosłości, nadal możesz nauczyć się lepiej sobie radzić i nauczyć się jeszcze wielu rzeczy, których nie nauczono cię w dzieciństwie. Czasami niewielkie zmiany, przynoszą ogromne korzyści. Czasami trzeba wypróbować wiele rozwiązań, żeby wybrać to najbardziej skuteczne.
ADHD i ASD = coming out Musiałowskiej
Czemu postanowiłam napisać o ADHD i spektrum autyzmu? O tym, że jako dorosła kobieta otrzymałam diagnozę ADHD kilka razy wspomniałam w swoich mediach społecznościowych i wiele osób wie o tym, że biorę leki. Natomiast o tym, że zupełnie przypadkiem, w procesie psychoterapii okazało się, że również jestem kobietą w spektrum autyzmu (ASD) nikt nie wie. Więc to co tu piszę, jest pewnego rodzaju moim COMING OUT’em. Sama nie wiem dlaczego pomijałam ten temat. Może dlatego, że wśród wielu mitów i stereotypów, wstydziłam się diagnozy ASD? Osoby z ADHD częściej są odbierane pozytywnie. W końcu wiele osób traktuje nas jako te chaotyczne, nieogarnięte, bałaganiarskie ale jednak kreatywne, pełne energii i pozytywne osoby. To też pokazuje jak mało jeszcze się wie o tych trudnościach z jakimi zmagają się osoby z ADHD.
Natomiast z czym kojarzony jest autyzm? Dziwaczność, niepełnosprawność, osoby albo „głupie” albo „genialne”, ale jednak stojące na uboczu i z którymi ciężko się rozmawia, o ile w ogóle udaje się nawiązać jakiś kontakt. Oczywiście każda osoba neuroatypowa jest inna. Osoby takie jakie opisałam, również istnieją. Ale istnieją też osoby, które prezentują zupełnie inne SPEKTRUM objawów, które nie wpasowują się w powszechnie znane stereotypy. Dlatego ja sama przed sobą nie miałam żadnych wątpliwości co do diagnozy ADHD, ale do diagnozy spektrum autyzmu podchodziłam z dystansem. Jednak gdy zgłębiłam ten temat zarówno na studiach psychologicznych, jak i w ramach własnej dociekliwości, zobaczyłam, że faktycznie jakby nie patrzeć, spełniam również kryteria ASD… Większość rzeczy, które wydawała mi się „normalna” w moim funkcjonowaniu od ponad trzydziestu lat, okazuje się, że jednak do końca „normalne” nie było.
ADHD + spektrum autyzmu. Czy może być taki duet?
Jeszcze nie tak dawno uważano, że ADHD i spektrum autyzmu nie mogą występować razem. Natomiast w klasyfikacji DSM-V, która funkcjonuje od 2013 roku pojawiła się informacja, że oba zaburzenia neurorozwojowe mogą występować jednocześnie. W najnowszej klasyfikacji ICD-11, która weszła w 2022 roku, w przeciwieństwie do wcześniejszej klasyfikacji ICD-10, również uznano ADHD i ASD za zaburzenia, które mogą występować w formie diagnozy łączonej.
W zależności od badań, około 30-80% osób w spektrum autyzmu spełnia kryteria ADHD, a około 20-50% osób z ADHD spełnia kryteria spektrum autyzmu. Spora część osób nie spełnia pełnych kryteriów diagnostycznych, ale występują u nich charakterystyczne objawy dla obu zaburzeń. Zaczęłam czytać różne fora i grupy w internecie dla dorosłych kobiet z ADHD i autyzmem, publikacje, materiały polskie i zagraniczne, rozmawiać z innymi specjalistami i zauważyłam, że jest to naprawdę powszechne zjawisko.
Od czasów nastoletnich intensywnie pracowałam w procesie psychoterapii, żeby poukładać sobie wiele rzeczy i uporządkować swoje życie, relacje i emocje. Uczyłam się wyznaczania granic, rozpoznawania ludzkich emocji i intencji, regulacji swoich zachowań impulsywnych i emocjonalnych, doceniania się, bezwzględnej akceptacji dla siebie i tego co się dzieje wokół mnie, technik wyciszających, pracy nad regulacją sensoryczną i wiele innych. Przepracowałam wiele traum i trudnych doświadczeń, by zrozumieć kim jestem i dlaczego pewne sprawy w moim życiu potoczyły się tak a nie inaczej. Kompletnie nie wiedziałam, że mam ADHD i ASD, ale zupełnie „przypadkiem” pracowałam nad poprawą swojego funkcjonowania. Może niektóre rzeczy potoczyłyby się inaczej gdybym wcześniej znała diagnozę i dostała leki na ADHD. A może nie? Dzisiaj wiem, że wiele się zmieniło i nadal zmienia, ale przede wszystkim ja w końcu wiem z czego wynikały moje problemy.
Moje objawy ADHD i spektrum autyzmu w dzieciństwie
Objawy jakie mi towarzyszyły przez całe życie, zmieniały się. Niektóre nieświadomie zupełnie „naprawiłam” podczas intensywnych terapii, których w moim życiu było naprawdę wiele. Od dziecka było ze mną „coś nie tak”. Podobno byłam „charakternym i temperamentnym” dzieckiem, które było „rozpieszczone” i „wymuszało”. Gdy dorastałam słyszałam, że jestem „niezależną indywidualistką” i wszystko robię „po swojemu”, że nie lubię, kiedy ktoś mówi mi co mam robić. Wpadałam w częste histerie, które były dla mnie nie do zniesienia (możliwe, że nie aż tak jak dla osób, które same musiały je znosić). Pamiętam to uczucie doskonale. Pamiętam też, że ukrywałam łzy i nie umiałam płakać przy ludziach, a potem zamykałam się w swoim pokoju i wyłam w poduszkę, biłam się po głowie, ciągnęłam za włosy i uderzałam głową o ściany. Nie chciałam by ktoś widział, że zachowuję się jak „wariatka” mimo, że byłam dopiero dzieckiem.
Gdy miałam niecałe dziesięć lat zaczęłam się w ukryciu okaleczać. W nocy, gdy wszyscy spali, szłam do łazienki i cięłam sobie ręce i nogi, co potem ukrywałam pod ubraniami. Dawało mi to jakieś poczucie ulgi. Z czasem było mi coraz trudniej. Pojawiły się silne lęki, wahania nastroju, bardzo mocno reagowałam na stres. Wielokrotnie pojawiały się również sytuacje społeczne, których nie rozumiałam. Na przykład powiedziałam nauczycielce, która podczas klasówki zaglądała mi na kartkę stojąc za mną, że „mnie peszy i nie chcę by tak robiła”. Do tej pory nie wiem do końca z czego wynikała afera, ale moja mama została wezwana do szkoły a ja musiałam przeprosić nauczycielkę. Innym razem, zostałam wezwana do dyrektora, ponieważ podobno „gnębiłam” jedną uczennice z młodszej klasy. To było w liceum. Nie mam pojęcia w jaki sposób rzekomo ją „gnębiłam”, bo kompletnie nie kojarzyłam tej dziewczynki i nie wiedziałam kim jest. Okazało się, że podobno „dziwnie na nią patrzyłam” a gdy mnie zapytała o coś na przerwie, to „nie miło” jej odpowiedziałam na pytanie, a raz ją szturchnęłam mijając na korytarzu. Oczywiście również musiałam ją przeprosić nie mając pojęcia za co.
Jeszcze do niedawna myślałam, że w obszarze relacji społecznych nie mam problemu. Że umiem nawiązywać nowe znajomości, że mam sporo bliższych i dalszych przyjaciół i że ogólnie jestem lubiana. Gdy otrzymałam diagnozę i zaczęłam na terapii analizować swoje dotychczasowe relacje i zachowania społeczne, okazało się, że to co było dla mnie na pozór „normalne” wcale takie nie było. Jestem po dwóch rozwodach, wielu nieudanych związkach, toksycznych relacjach, większość przyjaźni zakończyła się konfliktem, którego nigdy nie rozwiązałam, większości relacji nie udało mi się podtrzymać. Nie umiem odpowiednio interpretować cudzych zachowań i emocji, mimo, że byłam pewna, że nie mam z tym żadnych problemów. Szybko męczę się ludźmi i nie jestem w stanie zbyt długo przebywać w towarzystwie tej samej osoby, chyba, że jest to mój partner, z którym jestem akurat w związku miłosnym. Unikam dłuższych wyjazdów ze znajomymi, bo wiem, że dość szybko będę miała ich dosyć i zaczną mnie denerwować. Unikam ludzi głośnych, ekstrawertycznych, nadmiernie pobudzonych, bo są dla mnie nie dość, że nieprzewidywalni to dodatkowo często przekraczają moje granice poprzez bliski kontakt fizyczny (dotykanie, klepanie, przytulanie, stanie zbyt blisko) oraz osaczanie mnie na różne sposoby. Do tego ich szybkość i ekspresyjność dodatkowo mnie irytuje z powodu nadwrażliwości słuchowej i spowolnionych reakcji, więc krótko mówiąc: mój mózg za nimi nie nadąża.
Nie znoszę, gdy ktoś dotyka moich rzeczy a od dziecka nie lubię ich nikomu pożyczać. Reaguje bardzo emocjonalnie, gdy ktoś zaburza moje rutyny i rytuały oraz gdy odczuwam zbyt wiele bodźców. Mam nadwrażliwość słuchową, nie lubię dotyku (chyba, że sama decyduje o tym kto i kiedy może mnie dotykać), mam również nadwrażliwość na światło, co często kończy się migreną (w słoneczne dni muszę nosić okulary przeciwsłoneczne). Gdy przebywam w głośnym miejscu z wieloma różnymi bodźcami szybko robię się rozdrażniona, zmęczona, marudna i zaczynam źle się czuć. Wtedy nasilają mi się spadki koncentracji, nie mogę się na niczym skupić, tracę orientacje w czasoprzestrzeni, czuję się jakbym była w innym świecie a mój mózg zablokował możliwość reagowania na kolejne bodźce.
Od dziecka miałam duże problemy z nauką i koncentracją. Godzinami siedziałam nad książkami i niewiele z tego wynikało, bo i tak zapominałam po chwili o tym co czytałam. Robiłam się senna a moje myśli co chwile uciekały w innym kierunku i nie mogły wrócić. Nadpobudliwość objawiała się „owsikami w tyłku”, czyli wiecznie wierciłam się na lekcjach, przebierałam nogami pod stołem, gryzłam paznokcie, strzelałam palcami, ruszałam językiem po zębach, gryzłam usta i wewnętrzną stronę policzków, wykręcałam usta na różne strony, poprawiałam okulary, włosy, gryzłam długopisy, rysowałam po zeszytach, rozdzierałam kartki i robiłam z nich kulki albo pisałam liściki do koleżanek i kolegów.
Na lekcjach rzadko byłam skupiona na czymkolwiek, wiecznie z kimś rozmawiałam. Rozglądałam się po sali, obserwowałam co robią inne dzieci. Mimo, że nie lubiłam nagłych zmian i zaburzenia moich przyzwyczajeń i obsesyjnych nawyków, to potrafiłam impulsywnie podejmować różne decyzje, bez zważania na konsekwencje. Czasami wręcz domagałam się zmiany i musiała ona nastąpić natychmiast. Liczyło się tylko TU i TERAZ. Dominowało podejście „teraz albo nigdy”, „dzisiaj i teraz albo wcale”. Potrzeba nowości i zmiany, o których sama decydowałam dawały mocny zastrzyk dopaminy od którego w pewnym momencie się uzależniłam. Nie wiedziałam, że ma to związek z ADHD, tak samo jak „myślotok”, który nie dawał mi spokoju.
Słyszałam (i w końcu uwierzyłam), że jestem roztrzepana, bałaganiara, wiecznie rozkojarzona i że nie biorę za nic odpowiedzialności. Dzisiaj wiem, że towarzyszące mi od dzieciństwa trudności w organizacji, utrzymaniu porządku, ustalaniu priorytetów i hiperfocus, są wynikiem mojej neuroróżnorodności.
Moje objawy ADHD i ASD w dorosłości
Idąc przez miasto potrafię patrzeć na różne detale na budynkach. Moją uwagę przyciąga fragment zdartego tynku ze ściany, wgłębienie we framudze okna, czy antena na dachu. Gdy byłam dzieckiem potrafiłam całymi dniami włączać video i oglądać bajki. Mając trzy lata brałam kasetę VHS, pilota i sama odpalałam sprzęt. Było ciężko mnie odciągnąć od patrzenia w telewizor do tego stopnia, że mama wykręcała korki tłumacząc, że nie ma prądu. Patrzyłam jak zahipnotyzowana. Do tej pory, gdy widzę włączony telewizor zaczynam się „zagapiać” w niego i odlatywać. Dlatego nie używam w domu tego sprzętu w ogóle. Często mówiono, że za dużo filozofuje, rozkminiam, za dużo myślę. Tak było i jest nadal. Miałam poczucie, że te moje wszystkie rozkminy są niezrozumiałe dla większości osób z którymi rozmawiam. Dlatego przestałam o nich mówić.
Mam niesamowitą pamięć do szczegółów, wręcz fotograficzną, ale nigdy nie pamiętam ludzkich twarzy. Dlatego robię zwykle bardzo dużo zdjęć, żeby zobaczyć, jak ktoś wygląda, ponieważ w głowie fotografię odtworzę, ale twarzy konkretnej osoby już nie. Mam też bardzo dobrą pamięć długotrwałą (pamiętam dobrze wydarzenia z okresu wczesnego dzieciństwa, potrafię odtworzyć w głowie lekcje ze szkoły podstawowej, rozmowę z koleżanką w zerówce itd.), a kiepską krótkotrwałą (nie pamiętam co robiłam wczoraj albo co kupiłam podczas zakupów trzy godziny temu).
Ciekawym dla mnie zjawiskiem jest budowanie skojarzeń do niektórych przedmiotów i „widzenie” ich w inny sposób. Na przykład byłam pewnego dnia na pokazach lotniczych. Latały różne maszyny, które różniły się od siebie wizualnie. Gdy patrzyłam w niebo, nie wiedzieć czemu, widziałam ocean, a w nim pojawiały się różne zwierzęta wodne. Jeden samolot wyglądał dla mnie jak płaszczka, drugi jak rekin, kolejny był konikiem morskim a jeszcze inne krabem, delfinem i ośmiornicą. Ciężko mi to dobrze wytłumaczyć, ale ja po prostu tak widziałam te samoloty. Z wyobrażaniem sobie różnych rzeczy mam podobnie, jeśli chodzi o ludzkie narządy wewnętrzne. Patrząc w lustro albo na drugiego człowieka, wyobrażam sobie wszystkie narządy wewnętrzne i to jak w tym momencie pracują. Jak patrzę na swoją dłoń, widzę kości, mięśnie, żyły przez które płynie krew, widzę pulsowanie tętnic szyjnych i „czuję” bicie serca. Czuję je bardzo wyraźnie w różnych miejscach mojego ciała.
Autystyczne rytuały a raczej ich zaburzenie powoduje, że jeśli poranek wygląda inaczej niż zawsze (np. idę na badanie krwi i muszę być na czczo), nie dość, że wpędza mnie w duży dyskomfort, napięcie i nerwowość, to dodatkowo zaczynam czuć ścisk w brzuchu, mam później problem z wypróżnieniem się, zaczyna boleć mnie głowa. Dlatego zwykle zamawiam badania krwi do domu, żeby jak najmniej zaburzyć moją poranną rutynę. Po każdym przyjściu do domu, od razu muszę umyć ręce, bo wręcz „widzę” bakterie, które na nich osiadły gdy jechałam windą, trzymałam barierkę czy klamkę w drzwiach, i strasznie trudno mi jest, kiedy ktoś inny rąk nie umyje. Z jednej strony nie mogę przestać o tym myśleć i denerwuje mnie to, że „widzę” tam bakterie, a z drugiej moje upośledzenie społeczne i stres sprawiają, że krępuję się, żeby poprosić o umycie rąk.
Siedzenie na fotelach obrotowych kończy się ciągłym kręceniem się i owijaniem nóg wokół krzesła, nie umiem też stać albo siedzieć w bezruchu, bo mnie to koszmarnie frustruje. Podczas rozmowy odbiegam często od głównego tematu, a gdy ktoś mi przerwie to już nie pamiętam o czym w ogóle mówiłam. Za to ja przerywam innym regularnie.
Jest jeszcze WATA – osobna kategoria mojego cierpienia
Jest jeszcze WATA. Najgorsza rzecz świata! Tak, WATA. Ta którą zmywasz sobie makijaż albo lakier do paznokci albo ta w pałeczkach do uszu. Od dziecka widok, dotyk i wyobrażenie na temat waty powoduje u mnie tak przykre i wręcz bolesne doznania, że nawet pisząc o tym teraz popłakałam się. Tak jak niektórzy ludzie nie lubią na przykład drapania paznokciem po tablicy, co mi nic osobiście nie robi, tak wata, jest czymś tak absolutnie koszmarnym, że czuję ucisk w gardle, ciarki na skórze, mdłości i przeraźliwy dreszcz.
Inne diagnozy
Przeszłam wiele różnych terapii i otrzymałam kilka diagnoz psychiatrycznych. Od czasów nastoletnich w mojej kartotece medycznej pojawiła się depresja, zaburzenia lękowe z napadami paniki, PTSD (zespół stresu pourazowego), zaburzenia odżywiania się, w tym anoreksja, bulimia, kompulsyjne objadanie się i ortoreksja, uzależnienie od substancji psychoaktywnych, zaburzenia osobowości typu Borderline, choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD), depresja poporodowa, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD), cyklotymia. Miewałam również w czasach nastoletnich myśli samobójcze i zachowania autodestrukcyjne. Gdy pojawiała się poprawa w jakimś obszarze, to nadchodziły kolejne zaburzenia i trudności.
Byłam kiedyś u psychiatry z silnym lękiem, że może jestem psychopatką, bo nie mam żadnej osobowości, tylko ciągle naśladuję ludzi, z którymi przebywam. Zawsze byłam jak lustro. Wśród spokojnych osób byłam spokojna, wśród ekstrawertycznych stawałam się taka jak oni. Naśladowałam mimikę twarzy, ekspresję, używałam podobnych słów i zwrotów. Ubierałam się podobnie jak towarzystwo, w którym akurat się znajdowałam. Wśród buntowników również byłam buntowniczką a wśród grzecznych dziewczynek chodzących do kościoła, byłam śpiewaczką w chórkach kościelnych z ładnie uczesanymi włosami.
Dzisiaj wiem, że to była forma maskowania i przystosowywania się do otoczenia. Robiłam to automatycznie. A propos kościoła, przestałam do niego chodzić, gdy miałam 16 lat. Nie mogłam zrozumieć o co tutaj właściwie chodzi. Dlaczego ludzie powtarzają regułki wyuczone na pamięć, których pewnie interpretacji nie rozumieją albo z którą mogą się nie zgadzać i czemu wyznają wiarę w Boga co do którego nie ma dowodów, że w ogóle istnieje. Zawsze musiałam mieć dowód, że coś istnieje. Spowiedź była dla mnie absurdem. Zapisywałam grzechy na kartce i recytowałam za każdym razem te same. Nie rozumiałam czemu coś jest grzechem i dlaczego muszę o tym mówić obcemu facetowi. Nigdy nie słyszałam dobrze co ksiądz mówi do mnie podczas spowiedzi więc raz odeszłam w trakcie rozgrzeszenia. Ksiądz powiedział, że muszę się z tego wyspowiadać jeszcze raz. Uciekłam i już zawsze go unikałam.
Leczenie ADHD i spektrum autyzmu w dorosłości
Wiele diagnoz psychiatrycznych, które otrzymałam wynika prawdopodobnie z nieleczonego spektrum autyzmu i ADHD, a diagnoza zaburzeń osobowości borderline i choroba afektywna dwubiegunowa były raczej błędne. Odkąd chodzę na terapię nakierowaną na moją neuroatypowość oraz przyjmuje leki na ADHD i stabilizację nastroju (metylofenidat, atomoksetyna, fluoksetyna, lamotrygina), nastąpiła ogromna zmiana w moim życiu. Czuję, że wracam do równowagi psychofizycznej, lepiej radzę sobie z impulsywnymi zachowaniami a także w relacjach międzyludzkich.
Tyle lat życia w przewlekłym stresie, lęku i z trudnościami w codziennym funkcjonowaniu, odbiło się również na moim zdrowiu. Połączenie genetyki, stresu, zaburzeń odżywiania, nieprawidłowego stylu życia i wielu innych czynników, doprowadziły mnie do rozwoju kolejnych chorób i zaburzeń, w tym autoimmunologicznych (celiakii, choroby Hashimoto i alergii), hormonalnych (niedoczynność tarczycy, PCOS), metabolicznych (insulinooporność, zaburzenia pracy wątroby), neurologicznych (migrena). Diagnozy powyższych chorób i zaburzeń również otrzymałam zbyt późno, więc zdążyły przynieść swoje dalsze powikłania w postaci niedoborów pokarmowych, tężyczki, zaniku miesiączki i cykli owulacyjnych, przewlekłego zmęczenia, zaburzeń równowagi i odporności i tak dalej. Doprowadzenie organizmu do równowagi trwało kilka lat (pisałam o tym w swoich wcześniejszych książkach o insulinooporności i celiakii. Znajdziesz je TUTAJ). Gdy miałam to już za sobą nadszedł czas by wziąć się za zdrowie psychiczne.
Nasz stan psychiczny wpływa na zdrowie somatyczne, a stan naszego organizmu i narządów wewnętrznych mają wpływ na zdrowie psychiczne. Wszystko jest ze sobą powiązane i gdy jeden element nie działa prawidłowo, może pociągnąć za sobą kolejne nieprawidłowości, które mają wpływ na kilka kolejnych obszarów. Dzisiaj wiemy, że większość istniejących na świecie chorób ma podłoże psychosomatyczne, dlatego tak cholernie ważne jest, żebyśmy dbały o siebie w każdym tego słowa znaczeniu!
Moje zdrowie dzisiaj, praca i codzienność
Dzisiaj zdrowotnie jestem „ustabilizowana”, psychicznie „w miarę też”. Jednak wiem w jakich obszarach powinnam jeszcze popracować. Mimo, że teraz sama jestem specjalistką i pomagam osobom takim jak ja, to nie przestaje inwestować w samą siebie i cały czas intensywnie pracować nad sobą. Samorozwój pomaga mi być nie tylko jeszcze lepszą specjalistką ale również jeszcze lepiej poznawać siebie, lepiej radzić sobie w sytuacjach społecznych, pracować nad regulacją emocji i nad stresem.
Od kilku lat pracuję jako psychodietetyczka pomagając dorosłym osobom zmagającymi się z zaburzeniami o podłożu psychosomatycznym, zaburzeniami odżywiania się, zaburzeniami metabolicznymi w tym otyłością, insulinoopornością i cukrzycą oraz hormonalnymi np. PCOS i niedoczynność tarczycy. Pomagam przywrócić zdrową relację z jedzeniem, zmienić nawyki żywieniowe i zwiększyć poczucie własnej wartości i akceptacji swojego ciała. Pomagam pracować nad redukcją stresu, akceptacją diagnozy i zmian, które ona wprowadza, asertywnością i wyznaczaniem granic.
Obecnie pracuję także z dorosłymi osobami w spektrum autyzmu i ADHD modyfikując dotychczasowe narzędzia, żeby ułatwić przebieg całego procesu, uwzględniając występujące objawy. Uczestniczę w większości szkoleń i konferencji o tej tematyce. A że mam na te tematy hiperfocus, to możecie być pewni, że wiem naprawdę dużo :). Ukończyłam również studia podyplomowe z psychologii zdrowia, psychosomatyki i somatopsychologii a także dietetyki klinicznej i wsparcia psychopedagogicznego i emocjonalnego osobom chorym przewlekle, w procesie rehabilitacji z elementami psychoonkologii. Obecnie kończę studia magisterskie na kierunku psychologia (specjalność neuropsychologia).
Od 10 lat prowadzę edukację zdrowotną i żywieniową skupiając się przy tym na aspektach psychologicznych i psychosomatycznych, propaguję również tematy związane ze zdrowiem psychicznych, profilaktyką zdrowia psychicznego i nutripsychiatrią. Prowadzę szkolenia, wykłady, współpracuję z wieloma znakomitymi specjalistami i jestem prezeską Fundacji Insulinooporność – zdrowa dieta i zdrowe życie, w ramach której poza wspieraniem i edukowaniem pacjentów, szkoleniem specjalistów oraz organizacją szkoleń i konferencji, zgłębiamy wiedzę i śledzimy najnowsze publikacje i badania naukowe z zakresu endokrynologii, diabetologii, dietetyki, neurologii, psychologii i psychiatrii klinicznej. Mam nadzieję, że wkrótce będę również działać jako (neuro)psycholożka jeszcze szerzej pomagając pacjentom.
Wnioski małe i duże
Te wszystkie moje doświadczenia zawodowe i naukowe, zdobywałam walcząc jednocześnie z objawami spektrum autyzmu i nieleczonego ADHD. Było trudno, ciężko i nie wszystko szło po mojej myśli. Było mnóstwo potknięć i porażek z których konsekwentnie starałam się wyciągać wnioski. Chyba właśnie to pomogło mi zbudować w sobie siłę do ciągłej pracy oraz akceptację do swoich słabości i dla samej siebie, uczyć się odpuszczania i dbania o swoje zdrowie psychofizyczne.
Dzisiaj wiem, że nie jest idealnie, ale… CO Z TEGO? 🙂 Nauczyłam się ODP*EPRZAĆ OD SIEBIE i utulać zarówno tą małą Dominikę, którą byłam jak i dorosłą, którą jestem teraz. Ty też możesz i powinnaś/powinieneś to zrobić!
WAŻNE:
ps. Chciałabym zaangażować się w zwiększanie świadomości na temat neuroróżnorodności, szczególnie u kobiet, więc spodziewajcie się, że będą pojawiały się wpisy na temat ADHD i spektrum autyzmu. Chciałabym podzielić się z Wami swoją wiedzą i doświadczeniem. Oczywiście nadal będę edukować i pisać o insulinooporności, otyłości, celiakii, zdrowiu, żywieniu, aktywności fizycznej i psychologii (szczególnie zaglądajcie na bloga naszej Fundacji www.insulinoopornosc.com i zapiszcie się do newslettera!).
Rozpoczynam cykl ciekawych wpisów o neuroróżnorodności na moim Instagramie i Facebooku (KLIK tu i KLIK tu), a także założyłam, po licznych namowach TIK TOKA – zachęcam Was, żebyście obserwowali mój profil 😉 (KLIK tu)
A jeszcze więcej przeczytasz w mojej najnowszej książce:
Link do zakupu: KLIK
Przeczytaj na Instagramie mój wpis z okazji Światowego Dnia Mózgu. KLIK tu!
0 komentarzy